piątek, 16 czerwca 2017

Świat Dysku - kanapka BLT komendanta Vimesa



Ach, kto nie zna Pratchetta i jego Świata Dysku! W tych książkach znajdziemy pełno pysznych, często bardzo angielskich smakołyków.
Dzisiaj chciałam dać Wam coś prostego, ale na myśl o czym ślinianki same zaczynają wzmożoną produkcję..


"Vimes ostrożnie uniósł górną część kanapki z bekonem, sałatą i pomidorem, i uśmiechnął się w myślach. Dobra, niezawodna Cudo. Wiedziała, o co chodzi w BSP Vimesa. Chodziło o to, że trzeba unieść całkiem sporo kruchutkiego bekonu, żeby znaleźć smętne skulone jarzyny. Można nawet wcale ich nie zauważyć"
- Łups!


"- Jestem pewna, że próbujesz , Sam, ale wyglądasz raczej jak przerażające ostrzeżenie. kiedy ostatnio jadłeś?
- Zjadłem kanapkę z sałatą, pomidorem i bekonem, moja droga - odparł, próbując tonem zasugerować, że bekon był tylko dodatkiem, a nie grubym plastrem, ledwie przykrytym kromką chleba."
- Łups!

" Weszła Sybil z talerzem w reku.
- Za mało jesz, Sam - stwierdziła. - A tutejszy bufet to skandal. Wszystko tłuste i mączne.
- Obawiam się, że ludzie tak właśnie lubią -  wyjaśnił zawstydzony Vimes.
- Wyczyściłam przynajmniej termos na herbatę - dodała z satysfakcją.
- Wyczyściłaś termos? - szepnął głucho Vimes.
To jakby się dowiedzieć, że ktoś starł patynę z pięknego i starego dzieła sztuki.
- Tak. W środku był jak smoła. Na składzie nie macie tu porządnego jedzenia, ale udało mi się zrobić dla ciebie kanapkę z bekonem, pomidorem i sałatą.
- Dziękuję, moja droga.
Vimes ostrożnie uniósł złamanym ołówkiem brzeg kromki. Wewnątrz było chyba za dużo sałaty, czyli, inaczej mówiąc, była sałata. "
- Łups!


"- Sam, śniadanie! - zawołała Sybil od drzwi.
Vimesa ogarnęło straszne podejrzenie. Podbiegł do drugiego powozu, gdzie Marchewa mocował ostatni kufer.
- Kto pakował jedzenie? Sybil?
- Chyba tak, sir.
- Czy były tam... owoce? - Vimes postanowił zmierzyć sie z najgorszym.
- Wydaje mi się, że tak, sir. Nawet sporo. I jarzyn.
- Ale tez trochę bekonu, prawda? - Vimes niemal błagał. - Bardzo dobry na długie podróże jest bekon. Dobrze się wozi.
- Obawiam się, sir, że dzisiaj zostaje w domu - stwierdził Marchewa. - Muszę pana uprzedzić, sir, że lady Sibil odkryła ustalenia dotyczące kanapek z bekonem. Kazała panu przekazać, ze zabawa skończona, sir. [...]"
- Łups!


"[...] Przekaż proszę tym dżentelmenom, że potrzebna mi szybka łódź, dość szybka, żeby doścignąć tamten statek, i sprawną załogę. Chcę ich dostać teraz, a póki czekam, prosiłbym, żeby ktoś przyniósł mi czystą koszulę i kanapkę z bekonem... bez avec.
- Mają tu szybki kuter, komendancie, do ścigania przemytników.
- Świetnie. I załatw mi kordelas, zawsze chciałem go wypróbować. - Vimes zastanowił się chwilę. - niech będą jeszcze dwie dodatkowe kanapki z bekonem. I dużo kawy. i jeszcze jedna kanapkę. I jeszcze, Haddock, gdybyś zdołał gdzieś wygrzebać butelkę sławnego brązowego sosu Merkela i Stingbata, to przysięgam, że jak tylko skończysz tu staż, awansuję cie na pełnego sierżanta. Bo każdy, kto potrafi znaleźć uczciwy, porządny ankhmorporski sos w Quirmie, ojczyźnie pięciuset odmian przeklętego majonezu, i to jeszcze tak, żeby mu nikt nie napluł w oko, ten człowiek zasługuje na to, żeby być sierżantem w dowolnej formacji policyjnej.
I wtedy to, co go podtrzymywało, odpłynęło nagle. Sam Vimes upadł wolno na wznak, śniąc o kanapkach z bekonem i brązowym sosie.
[...]
Został ostrożnie postawiony na nogi przez p.o. kapitana Haddocka i doprowadzony chwiejnie do prymitywnego stołu, za którym kucharz pochylał się nad skwierczącymi składnikami kilku kanapek z bekonem na ciepło.
- trochę wrzeszczał, kiedy sie upierałem, żeby nie dodawał majonezu - tłumaczył Haddock - ale w tej chwili tutaj wolno panu wszytko komendancie. Mam też nieotwartą butelkę najlepszego sosu Merkela i Stingbata, sir, jedyną w mieście. Obawiam się, niestety, że będzie pan musiał jeść w drodze. Kucharz zapakuje te kanapki do kosza i doda kogącego węgla drzewnego, żeby były ciepłe."
- Niuch

 Kanapka BLT komendanta Vimesa

 


Składniki na jedną kanapkę;
- 2 kromki ulubionego chleba (ja użyłam rustykalnego. pasował mi wyglądem i klimatem)
- paczka boczku w plastrach (najlepiej surowy wędzony) - TAK paczka na jedną kanapkę ^^.
Jeśli wolicie możecie też ukroić grube plastru z kawałka boczku, albo użyć takiego w przyprawach na grilla ;)
- 1 (słownie JEDEN) plaster sałaty. Najlepiej jak najmniejszy
- 1 (jak wyżej) plaster pomidora. Jak wyżej.
- brązowy sos ( chyba że jesteś z Quirmu to avec)


Jeśli chodzi o sos to bazowałam na przepisach różnorakich na angielski sos brązowy (Brown Sauce) jednak kilka jego składników, przede wszystkim pasta z tamaryndowca, nie jest powszechnie dostępna. Postanowiłam więc tak ułożyć przepis, żeby składniki były dla każdego łatwo dostępne w każdym sklepie :) Efekt końcowy jest naprawdę smaczny :)

 Składniki na brązowy sos;
- 1 puszka pokrojonych pomidorów bez skórki
- 1 mała albo pół dużej cebuli, najlepiej czerwonej
- 60g suszonych daktyli
- 1 jabłko granny smith
- 2 łyżki brązowego cukru
- 1 łyżeczka melasy (jeśli nie chcesz kupować specjalnie tylko do tego przepisu, wymień na brązowy cukier ;) )
- 1 łyżka octu balsamicznego
- 2 łyżeczki sosu worcestershire
- 1 łyżeczka musztardy

- sól
- pieprz cayenne
- papryka słodka



Jabłka i daktyle pokrój na drobno. Na niewielkiej porcji oleju podsmaż cebulkę aż się zeszkli a następnie dodaj cała resztę składników. Gotuj ok 30-40 minut na najmniejszym ogniu, aż masa się zredukuje i zgęstnieje. Mieszaj co jakiś czas coby się nie przypaliło! Zblenduj wszystko na gładką masę i przetrzyj porządnie przez sito aby uzyskać gładką konsystencję. Gotowe ;) Dobry zarówno na ciepło jak i zimno.


Moja wersja kanapek to ta wersja ze statku w Quirmie. Czyli grillowana. 
Na początek na suchej patelni wytop tłuszcz z bekonu. Brązowiutkie plasterki po odłożeniu z patelni zrobią się sztywne i chrupkie. Następnie na grillowej patelni, na tłuszczu pozostałym po bekonie zgrilluj kromki chleba z obydwu stron. Wewnętrzne strony kromki posmaruj brązowym sosem, poukładaj składniki i zamknij kanapkę (uff... skomplikowane prawda? ;p )

A tak całkiem poważnie to pamiętaj że to twoja kanapka. Jeśli masz ochotę dać milion sałaty i pomidora - śmiało, zrób to. Jeśli pochodzisz z Quirmu i wolisz avec (majonez) zamiast brązowego sosu - też przymkniemy na to oko. To Tobie ma smakować kanapka :)

Więc... Smacznego! OMNOMNOMNOMNOM!




sobota, 29 października 2016

Barmbrack - tradycyjny irlandzki słodki chleb na Halloween

Na internecie rozpoczął się szał Halloweenowego jedzenia. Pomysły są świetne - niektóre straszne, niektóre urocze, ale wszystkie równie klimatyczne. Dlatego w tym roku ja nie pokażę wam kolejnych paluszków wiedźmy, czy nadziewanych papryk w kształcie jack'o'lantern. Skoczymy w przeszłość. Ku tradycji!

Kilka słów odnośnie święta All Hallows' Eve znajdziecie przy okazji przepisu na Pumpkin Pie.
W Irlandii jednym z tradycyjnych dań w okresie Halloween jest Barmbrack - słodki chlebek pełen rodzynek i kandyzowanych owoców. To coś pomiędzy naszym chlebem a keksem. Troche jak drożdżówka, ale nie tak puchate i nie tak słodkie. Podawany jest w formie kromek posmarowanych masłem, z herbatą do picia. I powiem Wam, że to jest ideał podwieczorku... albo drugiego śniadania... na śniadanie i kolację zresztą też... noo... ee... u nas dwa nieduże bochenki zniknęły w dwa dni... na dwie osoby ;)



 Jeśli chodzi o samo znaczenie słowa barmbrack. na dobrą sprawę są dwa:
- Barm - od Irlandzkiego słowa bairín oznaczającego bochenek

- Barm - od staroangielskiego słowa beorma, które oznacza "drożdzowy", w tym wypadku drożdże pozostałe po produkcji piwa, które były tańszą alternatywą dla kupnych drożdży.
- Brack - od staroirlandziego słowa brac albo breac oznacza "nakrapiany"

To co jeszcze wyróżnia Barmbracka to jego moc wróżenia. Do środka bochenka wkładano różne drobne przedmioty, by ten kto znajdzie dany przedmiot w swoim kawałku wiedział co go czeka. Typowe wkładki to:
- pieniążek - wróży szczęście w finansach
- złoty pierścionek - rychłe małżeństwo
- kawałek szmatki - ubóstwo
- guzik - starokawalerstwo
- naparstek - staropanieństwo
- patyk - nieszczęśliwe małżeństwo

Nasuwa sie pytanie dlaczego tyle tych niewesołych wróżb... No cóż. Ja polecam włozyć po prostu garść monet :P

 W miarę rozwoju cywilizacji ludzie wycwanili się i zaczęli robić owocowy chlebek na proszku do pieczenia - i w wielu miejscach właśnie taki przepis można znaleźć. Ja w swoim przepisie użyłam paczuszki drożdży suchych bo były pod ręką, ale jeśli chcecie śmiało można zrobić z drożdży świeżych, tylko trzeba wtedy wkruszyć je do mokrych i ciepłych rzeczy oraz poczekać, aż zaczyn ruszy - zanim zmieszamy składniki.

 A więc zaczynajmy!

Barmbrack - tradycyjny irlandzki słodki chleb na Halloween




Składniki na 1 duży bochenek albo dwa mniejsze:
- 600 g mąki tortowej
- 2 łyżeczki pumpkin spice, ewentualnie podobnej mieszanki, bez imbiru
- 1/2 łyżeczki soli
- 100 g masła
- opakowanie suchych drożdży (7g) albo 1/4 kostki drożdży świeżych
- 75 g cukru
- 200 ml mleka
- 1 jajko
- 100 g rodzynek
- 80-90 g mieszanki keksowej, albo kandyzowanych skórek owoców
- szklanka mocnego naparu z czarnej herbaty
- 2 łyżki whiskey (opcjonalnie), ja dałam brandy bo akurat to mam

Dzień wcześniej zaparz herbatę i zostaw w naparze rodzynki na całą noc, do nasiąknięcia. Opcjonalnie dodaj alkohol, nada świetnego smaku. Nazajutrz nie wylewaj naparu - 100 ml będzie potrzebne do ciasta.

UWAGA!
Ja w swojej wersji użuwam mleka, bo lubię taki smak. Jednak jesli wolicie to całe 300 ml płynu niech będzie herbatą. Wtedy ciasto będzie jeszcze bardziej aromatyczne.

W misce wymieszaj suche składniki - mąkę, drożdże, sól.
Do garnuszka wlej mleko, napar z herbaty, wstaw na mały ogień. Do podgrzanej mikstury dodaj pokrojone w kawałki masło oraz cukier i mieszaj aż do rozpuszczenia. Mleko nie może być gorące! Powinno być temperatury ciała - po włożeniu weń palca nie jest ani za zimne ani za gorące, ewentualnie troszkę cieplejsze niż ciało. Dodaj roztrzepane jajko. Wymieszaj mleczną miksturę (jeśli używasz świeżych drożdży to wkrusz je do mieszaniny, zamieszaj, odczekaj 15 minut aż zaczyn ruszy) i przelej całość do suchych składników.

Mieszaj drewnianą łyżką, aż do połączenia składników, wtedy dodaj rodzynki i suszone owoce, i całość dokładnie wmieszaj w ciasto. Jeśli owoce były mokre możesz potrzebować jeszcze trochę mąki - ciasto ma się nie kleić do rąk.  Po wyrobieniu ciasta zostaw je pod przykryciem, w ciepłym miejscu, do wyrośnięcia na około godzinę.

Jeśli będziesz chować w cieście przedmioty do wróżenia - zawiń je porządnie w papier do pieczenia! 

Podziel ciasto na dwie części. Jeśli masz dwie keksówki to włóż ciasto do wysmarowanej formy. Jeśli nie, to jedna połowa musi poczekać na wolną keksówkę :) Moja mama ma na przykład wieeeelką keksówkę i w takiej można upiec jeden wielki barmbrack :) piekąc odpowiednio dłużej. Możesz też uformować z ciasta bochenek i piec bez foremki. 

Nie zostawiam barmbracka do ponownego wyrośnięcia w keksówce, ponieważ nie chcę uzyskać napuszonej drożdżówki, tylko ciasto o konsystencji chleba. A takie właśnie otrzymasz, jeśli włożysz bochenek do piekarnika bez ponownego wyrastania.

Piecz w 180 stopniach przez około 50 minut.

OMNOMNOMNOMNOM!



sobota, 22 października 2016

Bakłażany nadziewane grozą... i pieczarkami - Don't Starve



Uwielbiam gry Survivalowe.
Jeśli nie wiesz nic o grach typu Survival - jak nazwa wskazuje MUSISZ PRZETRWAĆ. Są gry w których nawet można doczekać jakiegoś zakończenia, a są takie - do nich należy Don't Starve - gdzie końca nie widać, a Ty masz po prostu frajdę z odkrywania świata, robienia nowych wynalazków, czy pichcenia coraz śmielszych dań. 
Uwielbiam też twórczość Tima Burtona. Dlatego zakochałam się bez reszty w Don't Starve. Niesamowita grafika imitująca niedbałe nawet pociągnięcia ołówka, trochę mroczna, trochę urocza, do tego każda postać "mówi" głosem innego instrumentu. Więc słucha się też przyjemnie, z lekkim uśmiechem na ustach. 
Do wyboru mamy kilka postaci z których każda ma unikatowe umiejętności pomagające przetrwać w mrocznym świecie pełnym niebezpieczeństw. Twoim zadaniem jest przede wszystkim przetrwać noc. W ciemności bowiem kryją się stwory przerażające i łaknące twojej krwi. Zatem w dzień zbierasz wszystko co tylko można, robisz siekiery, łopaty, różne urządzenia, a gdy nadchodzi wieczór musisz mieć pewność, że masz tyle opału, by utrzymać ogień przez całą noc. No i oczywiście musisz też nie umrzeć z głodu. I nie oszaleć. Ale dużo by gadać, zachęcam Was serdecznie do wypróbowania tej gry. Będzie idealna na deszczowe jesiennie weekendy kiedy nic się na dobra sprawę nie chce i tak czy siak siedzisz i scrollujesz bezmyślnie Facebooka (ja tak mam...)


Przeglądając mój folder ze screenami z gier, zdjęciami z książek i innymi inspiracjami i planami trafiłam na screeny z Don't Starve. I nadziewane bakłażany trafiły w 10tkę w mój jesienny nastrój. Jestem wielką fanką bakłażanów. Po raz pierwszy zakochałam się w nich jedząc musakę a po raz drugi smażone w mące. Ach, ta grecka kuchnia. Jeśli nie znasz jeszcze potęgi bakłażana - to będzie całkiem niezły przepis na początek.

Bakłażany nadziewane grozą... i pieczarkami z Don't Starve



W grze można bakłażany nadziać dowolnym warzywem, ja jestem akurat fanka pieczarek.




Składniki ma 4 osoby
- 2 średnie bakłażany
- 250g pieczarek (takie małe opakowanie)
- 250g mozzarelli białej
- parmezan/grana padano - opcjonalnie
- pół dużej cebuli
- ketchup/koncentrat pomidorowy/przecier pomidorowy/sos do pizzy
- oliwa z oliwek
- sól, pieprz, tymianek, pieprz cytrynowy - albo co tam tylko lubisz

Nastaw piekarnik na 180 stopni, góra-dół

Umyj bakłażany, przekrój wzdłuż, i ponacinaj w kratkę, najgłębiej jak się da - jednak uważaj, żeby nie naciąć skórki. Zasyp solą i odstaw na około 30 minut. Bakłażany puszczą soki a wraz z nimi pozbędziesz się ich typowej goryczy. Porządnie umyj warzywa z soli pod bieżącą wodą. Delikatnie osusz ręcznikiem papierowym. Porządnie nasmaruj je oliwą - bakłażan bardzo lubi tłuszcz, ale uważaj żeby nie przesadzić, bo on ją chłepcze jak Smok Wawelski Wisłę bo pożarciu fejkowego baranka. Posól i popieprz. Piecz ok. 30 minut aż miąższ zmięknie i da się go wyskrobać łyżką.


Po wyjęciu z piekarnika, daj im chwilę wystygnąć. W tym czasie pieczarki obierz i pokrój w drobną kostkę, to samo zrób z cebulą. Duś to na maśle albo oleju, aż pieczarki puszczą całą wodę a cebulka będzie miękka. Wydłub cały miąższ z bakłażanów, pokrój go drobniej i dorzuć na patelnię do grzybów. Przypraw do smaku tymiankiem, pieprzem cytrynowym, solą.  Smaż przez chwilę po czym dodaj jakiś sos pomidorowy. Około 4 czubate łychy. Ja akurat miałam sos do pizzy z poprzedniego dnia i nadał się świetnie. Wymieszaj całość, chwilę pogotuj i przełóż do miski. 
Teraz na spokojnie pokrój sobie mozzarellę w drobną kostkę, ewentualnie zetrzyj na tarce. Większość mozzarelli wsyp do lekko przestygniętego nadzienia i wymieszaj. Zostaw tyle sera, by móc potem jeszcze posypać bakłażany po wierzchu. 
Nadziewaj bakłażanowe miseczki farszem, posyp mozzarellą, a na sam koniec jeszcze startym parmezanem albo grana padano do smaku. 
Piecz około 30 minut w temperaturze 180 stopni, góra-dół. 

Jesli jesteś Wege/Wega to prostu pomiń ser, albo zastąp go wegańskim odpowiednikiem. 

Polecam podawać z chrupką zieloną sałatką. Smacznego!


sobota, 10 września 2016

Wiedźmin - Zalewajka Mahakamska




Jakiś czas temu na funpejczu zapytałam czy wolelibyście zobaczyć tu potrawę z gry Wiedźmin, czy może z książki. Większość głosów opowiedziała się za książką. Trochę zwlekałam z przepisem z powodu cen kurek, ale kilka dni temu trafiły mi się w świetnej cenie. Więc jest.

Przepis pochodzi z "Sezonu Burz" A. Sapkowskiego. Podesłała mi go znajoma, bo ja, szczerze mówiąc do tej pory boję się sięgnąć po tę książkę. Dla fandomu są pewne rzeczy, szczególnie ekranizacje, których się po prostu boimy. Do obejrzenia Hobbita zbierałam się chyba ponad rok. To moja najukochańsza książka, pierwsza jaką tata czytał mi do poduszki. A do obejrzenia Gry Endera do tej pory nie myłam w stanie się zabrać! I gdzieś w podświadomości oplatam rękami i nogami jakiś mentalny stół, i nie daję się zaciągnąć do obejrzenia tego filmu.  Tak samo z Sezonem Burz. Opinie słyszałam różne. Osobiście jestem zdania, że to książka napisana dla pieniędzy (słyszycie w głowie tę nutę? ;) ), na fali fejmu gry. Wiecie co się ostatnio wyprawiało prawda? Z Sapkowskim to troche jak z Michaelem Jacksonem. Nie lubiliśmy go, w którymś momencie nawet bardzo, ale nikt nie zaprzecza, że był królem. Takoż Sapkowskiemu ukłony za pogromcę potworów się należą. 
Oddajmy zatem hołd mistrzowi krasnoludzką zupą! Dla mnie jej smak kojarzy się z jesienią, górskim obozowiskiem, szumiącym lasem i ogniskiem. Do dzieła!


Zalewajka Mahakamska



„Jeśli zalewajkę mahakamską uczynić, to tym sposobem: jeśli latem, kurek, jeśli jesienią, gąsek zielonych nazbieraj. Jeślić zimą albo na przedwiośniu wypadło, weźmij grzybów suszonych przygarść sporą. W garnuszku wodą zalej, mocz przez noc, rankiem posól, pół cebuli wrzuć, gotuj. Odcedź, ale wywaru nie zmarnuj, zlej go w naczynie, ino baczenie miej, by bez piachu, któren niechybnie na dnie garnuszka osiadł był. 
Kartofli ugotuj, w kostkę pokrój. Weź boczku tłustego bogato, porżnij, przesmaż. Cebuli narżnij w półtalarki, w tłuszczu z boczku wytopionym smaż tęgo, aż się prawie przypali. Weźmij sagan wielki, wrzuć weń wszystko, a i o grzybach pokrojonych nie zapomnij. Zalej grzybnym wywarem, wody dodaj, ile trza, zalej wedle smaku zakwasem żurowym – jak taki zakwas uczynić, w inszym miejscu przepis jest. Zagotuj, solą, pieprzem i majerankiem przypraw wedle upodobania i chęci. Słoniną topioną okraś. 
Śmietaną zabielić, kwestia gustu, ale bacz: to wbrew naszej krasnoludzkiej tradycji, to na ludzką modłę, zalewajkę śmietaną zabielać. 


Eleonora Rhundurin-Pigott, Mahakamska kucharka doskonała, nauka dokładna sposobów warzenia i sporządzania potraw z mięsiwa, ryb i jarzyny, jako też przyprawiania rozmaitych sosów, pieczenia ciast, smażenia konfitur, przyrządzania wędlin, przetworów, win, wódek, oraz różne pożyteczne sekreta kuchenne i spiżarniane, niezbędne każdej dobrej i skrzętnej gospodyni.” 
Andrzej Sapkowski: Sezon Burz. Supernova, Warszawa 2013; s.206



Składniki:
- 200 g kurek
- 300 g boczku wędzonego (uwaga! ja miałam surowy wędzony i był baardzo słony i aromatyczny; jeśli nie lubisz takich mocnych akcentów wybierz boczek wędzony parzony - jest delikatniejszy) 
- 2 duże cebule
- 3-4 spore ziemniaki
- 10 łyżek zakwasu żurowego (ja miałam akurat w domu taki gotowy w butelce), można dać i więcej
- śmietana 18%  (opcjonalnie, choć moim zdaniem zupa jest o wieeeeeele lepsza ze śmietaną)
- sól, pieprz, majeranek


Jeśli kurki są brudne - a takie ja miałam, całe w ziemi upaprane - to porządnie je wypłucz. Wrzuć do garnka, zalej litrem wody. Jedną cebulę przekrój na pół, jedną z połówek przypal nad ogniem i wrzuć ją do garnka. Posól, ale nie za dużo, ponieważ boczek będzie słony i lepiej na końcu wszytko doprawiać do smaku. Wszystko razem gotuj przez około pół godziny. 
Obierz ziemniaki, pokrój w kostkę i ugotuj do miękkości w lekko osolonej wodzie. 
Wyłów grzyby, a wywar przecedź przez sitko ze szmatką albo ręcznikiem papierowym. Wiem, że grzyby są umyte, ale tak na wszelki wypadek. 
Boczek pokrój w kostkę i smaż na patelni z odrobiną tłuszczu, lub bez jeśli mięso jest wyjątkowo tłuste, aż do porządnego zrumienienia, do chrupkości. Na tym samym tłuszczu usmaż pozostałe półtorej cebuli pokrojonej w półtalarki. 
Wszystko wrzuć do gara, zalej wywarem, dolej wody wg uznania - u mnie około pół litra - dodaj majeranek. Kiedy się zagotuje dosól i dopieprz według uznania. 
Polecam podawać z kleksem kwaśnej śmietany - po ludzku tak!

Smacznego!
OMNOMNOMNOMNOM!


sobota, 3 września 2016

TOP KITCHEN - Sałatka Cezar z kurczakiem, pomidorami śliwowymi i grzankami

 Ach, konwenty! Uwielbiam! Ten cały klimat, ci wszyscy pozytywni i zakręceni ludzie. Mnóstwo gier, ciekawe prelekcje, znani i lubiani fantastyczni celebryci. Po prostu super. Każdemu kto nie był, gorąco polecam rozejrzeć się za jakimś konwentem w swojej okolicy. Naprawdę warto!

 W dniach 18-22 sierpnia we Wrocławskiej Hali Stulecia odbył się Polcon. Konwent o tyle nietypowy, że co roku odbywający się w innym mieście Polski. We Wrocławiu był już w 2012, a teraz odwiedził nas ponownie z powodu bycia przez Wrocław Europejską Stolica Kultury. I dobrze. Ale do rzeczy.
Od jakiegoś czasu namiętnie śledzę projekt planszowej gry TOP Kitchen. Jest to gra traktująca o niczym innym, jak o gotowaniu. Gra jest jeszcze w fazie beta, ale już niedługo! Albowiem 12 września startuje kampania crowfundingowa na wspieram.to i będzie można grę nabyć - oczywiście jeśli nazbiera się odpowiednia suma, a w to mocno wierzę.
Na Polconie twórcy dali możliwość przetestowania swojej gry, więc każdy mógł sprawdzić jak bardzo tytuł trafia w jego gusta. W te pędy udałam się do stolików z rozłożoną grą, poprzyglądałam się jak grali inni, posłuchałam o czo chodzi i grzecznie odstałam swoje w kolejce do gry.
Pokuszę się tutaj o napisanie recenzji. Choć nie umiem. Bądźcie wyrozumiali i dajcie znać na ile sobie poradziłam ;)

O co dokładnie chodzi?

W grze jesteśmy kucharzami. Naszym zadaniem jest gotowanie potraw zamawianych przez klientów eleganckiej restauracji. Powinniśmy to robić jak najlepiej, by zdobyć jak najwięcej prestiżu.
Gotować będziemy przy pomocy malutkich uroczych kosteczek w siedmiu kolorach. Co najfajniejsze, kolory kości przypisane są do konkretnego rodzaju składnika. I tak, owoce morza są niebieskie, mięso czerwone, warzywa zielone, ryby pomarańczowe niczym wędzony łosoś, itd. Kolor czarny to składnik uniwersalny - Joker. Tłumaczę sobie to tak, że zabrakło konkretnego składnika w spiżarni więc kucharz dał się ponieść fantazji ;)


Po zebraniu odpowiedniej ilości składników będziemy je przygotowywać - czyli rzucać kostkami na maleńkiej patelni ustawionej na odpowiednim miejscu karty gracza czyli palniku. Nie wiem jak Was, ale mnie zachwycają te pomysły.


Dysponujemy rodzajami kart:
  •  potrawy - zadania

 Na kartach mamy nazwę zamawianej potrawy, wyszczególnione składniki które będą nam potrzebne do stworzenia dania, trudność przygotowania dla każdego składnika, punkty prestiżu za ukończone danie i oczywiście kasiorka którą zgarniemy od klientów. Tu przede wszystkim uderza w oczy różnorodność potraw, od prostych sałatek po - jak to mówimy z Nerdem - fancy szmancy potrawy rodem z restauracji z gwiazdkami Michelin. Jak się dowiedziałam potrawy były wymyślane przez jednego z autorów gry ale później konsultowane z kucharzem z jednej z Łódzkich restauracji. Więc mamy pewność, że podane na kartach dania, mimo czasami naprawdę niezwykłych połączeń - będą po prostu grać ( ;) )


zdjęcie z funpejcza Top Kitchen :)


  •  ulepszenia kuchni

 Znajdziemy tu różne przydatne w kuchni urządzenia - tarki, garnki, lodówki, piecyki. Każdy rodzaj ulepszenia daje nam inne bonusy. Tu też wszystko jest świetnie przemyślane. Np. tarka daje nam premię do kości zielonych i żółtych - czyli do owoców i warzyw. Co ma sens bo przecież kurczaka na tarce do warzyw nie skroimy.


  •  akcje 

Czyli to co daje grze swoistego napędu i mocną kapkę rywalizacji. Wśród tych kart znajdziemy zarówno pomoce dla siebie (np. Manager Sali) jak i niezbyt przyjemne rzeczy dla przeciwnika (np. Krytyk Kulinarny).
zdjęcie z funpejcza Top Kitchen :)


  • przyprawy
Bardzo interesujący pomysł. Każde danie ma przypisaną przyprawę, która po dodaniu bardzo zwieksza wartość punktową danej potrawy. Naprawdę bardzo. To jest coś, w co warto inwestować :)
zdjęcie z funpejcza Top Kitchen :)

Tak więc moi mili. 12 września startuje kampania na wspieram.to, zachęcam was do śledzenia funpejcza TOP Kitchen oraz mojego Unspeakable Kitchen by być na bieżąco.
Nie wiem jak wy, ale ja wiem, że wesprę ten projekt, bo gra jest tego warta.


A teraz przejdźmy do kulinarnych konkretów. Gra TOP Kitchen daje nam naprawdę mnóstwo kulinarnych pomysłów, przy wielu ślinka cieknie od samego czytania. Ja zdecydowałam się na klasyka wśród sałatek - na Sałatkę Cezar. Stworzył ją Włoch Caesar Cardini w 1924 roku. Stworzył ją zasadniczo z niczego, bo skończyły mu się składniki i musiał wykombinować coś z tego co było w spiżarni. Odmian tej sałatki jest wiele, jednak głównymi składnikami są sałata rzymska, grzanki i parmezan. A tym co sprawia, że jest niesamowita - sos.
Nie byłam nigdy wielką fanką sałat, ale powiem szczerze - to jedna z lepszych sałatek jakie jadłam. Do tego straszliwie sycąca. Do dzieła zatem!

Sałatka Cezar z kurczakiem, pomidorami śliwowymi i grzankami

 


O tu, po prawej!

Składniki na 2 osoby:
- ALBO dwa środki sałaty rzymskiej ALBO (moja wersja) środek sałaty rzymskiej i ćwierć salaty lodowej (bo ją uwielbiam, o!)
- Podwójna pierś z kurczaka, bez polędwiczek
- 4 nieduże pomidorki śliwkowe (zwane też rzymskimi), jednak ja nie mogłam nigdzie znaleźć i kupiłam pomidorki LIMA, na które akurat był sezon.
- 4 kromki pieczywa - co wam się wala w domu, wszelkie "dupki" czy "piętki", jakiekolwiek resztki. Ja użyłam 2 kromek chleba tostowego, 2 kromek grahama i 1 kromki chleba żytniego - akurat takie końcówki miałam. Nie marnujmy chleba. Grzanki wychodzą milion razy lepsze niż ze sklepu.
- Parmezan

Do grzanek - oliwa z oliwek, dwa ząbki czosnku, dwie suszone papryczki chilli, albo płatki chilli.
Do kurczaka - oliwa z oliwek, słodka papryka wędzona, sól, pieprz
  
  • GRZANKI
Za przygotowanie grzanek najlepiej wziąć się dzień wcześniej.
W niedużym słoiku po dżemie lub musztardzie wlej oliwę z oliwek, do około 1/3 wysokości. Czosnek obierz ze skorupki i rozgnieć nożem. Po prostu połóż go na blacie i przygnieć płaską częścią noża. Wrzuć do słoika. Dorzuć papryczki chili, tudzież płatki. Zakręć słoiczek. Potrząśnij porządnie i odstaw do lodówki, najlepiej na całą noc, żeby oliwa porządnie przegryzła się z przyprawami.
Kromki chleba posmaruj aromatyczną oliwą z obydwu stron, następnie pokrój w kostkę i piecz na blasze w temperaturze ok. 160 stopni w termoobiegu. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia ile czasu je piekłam, bo po prostu co jakiś czas sprawdzałam czy są już chrupkie, uważając by się nie spaliły
W ten sposób otrzymujesz bardzo lekkie aromatyczne czosnkowo-pikantne grzanki, które nadają się idealnie do sałatek ale też wszelkich zup - kremów (ja właśnie idę piec kolejną porcję do kremu z dyni ;) )


  • KURCZAK
Kurczaka smarujemy porządnie oliwą, przyprawiamy solą, pieprzem i papryką słodką wędzoną. Taka papryka to świetny myk pozwalający przemycić do sałatki smak bekonu, bez bekonu. Naprawdę gorąco polecam każdemu, żeby zaopatrzył się w tę przyprawę, nadaje tego wędzonego posmaku. W mojej kuchni to MUST HAVE, podobnie jak pieprz cytrynowy. Kurczak będzie smakował jakby całą noc baraszkował z porządnym kawałkiem pieczonego boczku. I jest z tego powodu bardzo szczęśliwy. Takiego kurczaka w głębokim talerzu, nakrytego folią spożywczą, wkładamy do lodówki - też na całą noc, żeby nam się dobrze zamarynował.
No i jak mówił pewien mądry brodaty Pan... CYCKI SE USMAŻ! ale lepiej to ugrilluj. Zdrowiej. Ja mam grilla elektrycznego, ale może być tez patelnia grillowa, lub od biedy piekarnik. Ważne żeby już nie dodawać żadnego tłuszczu, a kurczak żeby ładnie się zarumienił z zewnątrz i miał odrobinę chrupiącą skórkę. Odstawiamy go do lekkiego przestygnięcia i później kroimy w plastry. Albo w kostkę. Ja to podawałam tak... no... ładnie, ale możesz sobie wszystko wymieszać w misce i też będzie smaczne :P


SOS:
- 1 żółtko (używamy surowego - jeżeli się boisz weź zamiast niego łyżeczkę majonezu, ale to właśnie żółtko daje ten wspaniały, niepowtarzalny, smak)
- 1 ząbek czosnku
- 2 łyżeczki soku z cytryny
- 3 łyżeczki musztardy Dijon
- 4 łyżki oliwy z oliwek
- pół łyżeczki sosu Worcestershire
- sól i pieprz
- 2 płatki anchois (są w oryginalnym przepisie, ja jednak je pominęłam, ponieważ były tylko w jednym sklepie obok mnie i to w zaporowej cenie. Bez bicia przyznaję, że szkoda mi było tyle wydawać - szczególnie biorąc pod uwagę, że reszty pewnie bym nie zużyła. Trochę żałuję bo na pewno smak byłby jeszcze lepszy)

Wszystkie składniki należy wymieszać na gładką masę i na czas przygotowania sałatki odstawić do lodówki - żeby sos się przegryzł.


W dzień podania:
Kurczaka wstawiamy na grilla, tak jak opisywałam powyżej. W tym czasie na talerz albo do miski rwij sałatę na dosyć drobne kawałki. Pomidory pokrój w plasterki lub w kostkę, jak ci wygodniej. Dodaj pokrojonego w plastry kurczaka. Posyp grzankami. Polej sosem. Obieraczką do warzyw skrój cieniutkie plasterki sera na sam wierzch.
Proste prawda? Smacznego! 


Co najlepsze - na śmierć zapomniałam o parmezanie, tak byliśmy głodni. Przypomniałam sobie w połowie jedzenia, dlatego nie widać go na poprzednich zdjęciach. Ale zdążyłam zrobić jeszcze jedno zdjęcie :) I powiem szczerze - ser robi robotę. Naprawdę warto.




piątek, 15 lipca 2016

Wiśniowe przetwory Panicza Szczęsnego.


Twórczość Marty Kisiel to dla mnie pewnego typu ewenement. Nie jestem w stanie nawet porównać do jakiegoś konkretnego znanego autora. Najpierw przeczytałam Nomen Omen. Byłam zachwycona. Pomysł, dowcip, fakt, że dzieje się w moim Wrocławiu i mogłam odwiedzić opisane miejsca. Cała intryga tam zawarta. Coś fanatycznego. Później sięgnęłam po Dożywocie. Czuć Ałtorkę. Ten sam styl pisania, ten sam rozbrajająco lekki i zabawny język. Mimo że Dożywocie nie skrywa w sobie żadnych wielkich intryg ni przygód to wciągnęła mnie bardziej niż Nomen Omen. 
Jest to opowieść o perypetiach niejakiego Konrada - pisarza, który ku swemu zdziwieniu otrzymuje w spadku stary dom, zwany Lichotką. Wszystko było by może w porządku, gdyby nie mieszkający w domostwie lokatorzy - zasmarkany Anioł z alergią na własne pióra i bzikiem na punkcie czystości, potwór z otchłani z duzą ilością macek i zamiłowaniem do gotowania, duch młodzieńca żyjącego w czasach romantyzmu, co bardzo odzwierciedla jego charakter, lubiącego robić na drutach i pisać smętne poezje. A, i kilka utopców pchających się wiecznie pod prysznic. 
Nie będzie to książka dla każdego. To nie jest poważne fantasy, Urban fantasy, czy jakkolwiek teraz nazywają te wszystkie nurty. To jest nieznośnie wręcz zabawna pozycja idealna na smutne deszczowe dni - na poprawę humoru. 

- Ładnie, prawda? - przytaknął całkowicie odporny na ironię anioł. - Bardzo przytulnie, apsik. Meble od paru dekad te same, a poszewki na poduszki panicz ciągle nowe haftuje.
- Eee... Panicz...?
- Uhm, panicz. Kiedy walczy z jesienno-zimowo-wiosenną chandrą. Latem robi sobie przerwę.
- Na dobry humor?
- Na konfitury. Z malin, borówek, czasami z wiśni... - Licho westchnęło z rozmarzeniem. - Oj, z wiśni są najlepsze. [...]

Zwróciłam się do Ałtorki o radę, czy Szczęsny robi raczej te wiśnie takie same, czy może miesza smaki - bo tego właśnie bym się po nim spodziewała, i pozwolę sobie zacytować odpowiedź:
Obawiam się, że aż tak nie wnikałam. Osobiście wolę samą wiśnię, za to Szczęsny ogólnie lubi namieszać i nie zna umiaru 😉 

I bardzo mnie to cieszy. Wychodzę z założenia, że zwykłe samotne smaki możemy sobie za 2 zł kupić w każdym sklepie, a i ja przejadłam się zwykłą wiśnia za małego bo babcia tylko takie robiła. Dlatego będziemy dzisiaj zakręceni niczym cała Lichotka i zrobimy trzy smaki dżemorków wiśniowych.

Wiśniowe przetwory Panicza Szczęsnego.

 

Ja robiłam małe porcje, tak na dwa słoiczki, bo tyle akurat miałam wiśni. Jeśli chcecie możecie dowolnie zwiększyć lub zmniejszyć proporcje.

Pikantna wiśnia z czekoladą

 Składniki:
 - 0,5kg wiśni (wydrylowanych - bez pestek)
- 0,5 tabliczki gorzkiej czekolady
- 80 - 100g cukru (jak kto lubi bardziej lub mniej słodkie)
- pół opakowania żel-fixu 3:1 (20gr)
- 0,5 - 1 łyżeczki płatków chilli, pieprzu cayenne, sproszkowanego chilli czy ostrej papryki. Co kto ma i lubi. U mnie pół łyżeczki pieprzu cayenne i szczypta płatków chilli.

Wiśnie i czekoladę włóż do rondelka i podgrzej na średnim ogniu aż czekolada się rozpuści. Dodaj cukier (można po trochę i próbować czy odpowiada) i ostrą przyprawę. Wymieszaj wszytko dokładnie. Dodaj żel-fix i gotuj jeszcze około 3 minut. Dżem przełóż do wyparzonych gorących słoików, zakręć i pasteryzuj w piekarniku nagrzanym do 110 stopni ok 15 minut. Po wyjęciu słoiczki odłóż do góry dnem do wystygnięcia.


Moja propozycja podania: Puszysty omlet (jeśli chcecie przepis - dajcie znać) posmarowany serkiem waniliowym, z kleksami wiśniowo-czekoladowej konfitury. Pyszności.



Wiśnia i agrest z imbirem 


Składniki:
- 0,25 - 0,30g wiśni
- 0,25 - 0,30g agrestu czerwonego (jest słodki)
- 0,5 - 1 łyżeczka sproszkowanego imbiru (ja sypałam na oko, ale sporo)
- pół opakowania żel-fixu 3:1 (20gr)
- 70 - 80 gr cukru 

Owoce włóż do rondelka i blenderem delikatnie je przemiel. Chcemy żeby były kawałki owoców, ale nie w całości. Dodaj resztę składników, i wymieszaj. Zagotuj i od momentu wrzenia potrzymaj na ogniu jeszcze ok. 3 minut. I analogicznie do słoików jak wyżej opisane. 


To jest zdecydowanie mój faworyt. Mogłabym jeść i jeść łyżeczką. Dlatego moją propozycją podania będzie herbata po rosyjsku. Czyli mocny, gorzki napar z czarnej herbaty i dżemik na spodeczku. Można herbatę albo posłodzić dżemem, albo tak jak ja to dzisiaj robiłam: do ust włożyć niewielką ilość dżemu i popić herbatą. Smaki wspaniale mieszają się wprost na języku. Mniam.



Bergamotowa wiśnia z brzoskwinią


Składniki:
- 300gr wiśnie
- 300gr brzoskwini obranej ze skórki i bez pestek. U mnie po prostu ćwiartki.
- pół opakowania żel-fixu 3:1 (20gr)
- pół szklanki mocnego naparu z herbaty  earl grey
- 80 gr cukru

Wiśnie i brzoskwinie przełożyć na sitko i porządnie odsącz z płynów. Za płyn zrobi nam herbata więc owoce muszą być w miarę suche (w sensie nie pływające we własnych sokach). 
Przełóż do rondelka i potraktuj blenderem tak, by przede wszystkim zmielić brzoskwinie. Dodaj napar, cukier i żel-fix. Wszytko wymieszaj, podgrzej, gotuj 3 minuty i do słoików. Wszytko jak wcześniej. To naprawdę dziecinnie proste :)



Ten dżem akurat pasuje mi do wszelkiego rodzaju grzanek. Ja zjadłam sobie na sucharkach bo akurat miałam w domu a nie chciało mi się odpalać piekarnika na grzanki z chleba :)


No i mamy kilka pysznych dżemów na czarną godzinę. Wyznam że to na dobra sprawę mój pierwszy rok robienia przetworów. Szaleję z dżemami i kompotami. W zeszłym roku próbowałam robić z pomarańczy konfiturę ale coś kompletnie skopałam i dałam sobie spokój na jakiś czas. Ale teraz wszystko wychodzi super. eksperymentuję ze smakami. Mam jeszcze truskawkowo-bananowy (MISTRZ do naleśników!) oraz truskawkowo-rabarbarowo-cytrynowy. Was też zachęcam do kombinowania. Jeśli znacie jakieś fajne połączenia smaków - koniecznie dajcie znać. No i zachęcam do sięgnięcia po Dożywocie ;)


wtorek, 12 lipca 2016

Cowabonga! Pizza peperoni- przysmak żółwi ninja.

 
Jest kilka takich kultowych bajek mojego dzieciństwa. Jedną z nich są właśnie Wojownicze Żółwie Ninja.  Pamiętacie tych wariatów pod przewodnictwem wielkiego szczura? Patrząc teraz z perspektywy czasu to była nieźle zakręcona bajka. Sam motyw zmutowanych żółwi które chronią miasto niczym Batman przy pomocy karate... aż mi się kręci w głowie jak teraz o tym myślę.
Każdy kto oglądał żółwie na pewno pamięta jaki był ich przysmak. PIZZA! Pojawiała się praktycznie w każdym odcinku.
Zrobiłam mały reserch wśród znajomych, pytając jaka pizza wg ich pamięci była tą ulubioną pizza czterech zielonych przyjaciół. Wyniki wyglądają mniej więcej tak :
80% dla pizzy pepperoni
10% margarita
10% różne dziwne zestawienia

Oglądałam kilka odcinków kreskówki z '87 i akurat nie trafiłam na pepperoni. Myślę że  to przekonanie wynika z grafik które gdzieś nam się przewinęło albo też z tego powodu, że w większości pizzę jakie by nie były były kreskowe to tak czy inaczej poprzypominały właśnie pizzę pepperoni.



Jeśli natomiast chodzi o kwestie margarity to może robotę robił wiecznie ciągnący się ser na tych pizzach z kreskówki. Zauważyliście? Sera więcej niż ciasta chyba.
A różne dziwne kombinacje są jak najbardziej słuszne, bo żółw Michelangelo lubował się w połączeniach smaków typu... banan i małże z masłem orzechowym...  nie mówmy o tym...

No więc zdecydowałam eis na pepperoni. Nerd lubi pepperoni, ja lubię pepperoni - wszyscy zadowoleni. No to do roboty!

PIZZA PEPPERONI - PRZYSMAK ŻÓŁWI NINJA



Składniki na ciasto:

PRZEDE WSZYSTKIM!!! Idź do Kauflandu (Kauflanda?) i kup mąkę BASIA typ 0 na pizze.  Mąka naprawdę robi różnicę. Oczywiście jeśli masz dostęp do jakiś super mąk z Włoch typu 0 to jasne, bierz. Ważne, by był to typ 0.

Ja zazwyczaj robię z 0,5kg maki, dwie pizze. Jedną jemy od razu a drugą mamy na kolejny dzień do pracy (najczęściej pizza jest u nas w niedzielę). Także podaję składniki na dwie, tudzież na jedna  :)

Dwie średnie pizze:
- 500 gr mąki (plus trochę do podsypania, jeśli ciasto będzie się kleić)
- 300 ml letniej wody
- 25gr drożdży (1/4 duże kostki, albo pół małej)
- łyżeczka soli
- łyżeczka cukru
- chlust oliwy z oliwek

Jedna duża pizza:
- 300 gr mąki
- 180 ml letniej wody
- ok 15-20 gr drożdży
- niecała łyżeczka soli
- niecała łyżeczka cukru
- chlust oliwy z oliwek 



Na wierzch przygotuj sobie po prostu kupioną mozzarellę w wiórkach na pizze (ja użyłam na dwie średnie pizze trzech sporych opakowań sera. Ma być go dużo. Jak chcesz możesz użyć innych serów które lubisz, albo pomieszać kilka dla urozmaicenia smaku. No i jakąś dobra kiełbaskę pepperoni. Ja kupiłam tez już pokrojona w cieniutkie plasterki.


Woda powinna być temperatury ciała. Taka, że jak włożysz palucha to ani ci zimno ani ciepło.  
Wodę wlej do jakiegoś naczynia, ja używam wysokiej miarki. Jest wygodna. Dodaj łyżkę mąki (z tych 500/300 gr odmierzonych), łyżeczkę cukru. Porządnie wymieszaj i wkrusz drożdże. Wymieszaj. Przykryj ściereczką i idź obejrzeć odcinek żółwi ninja. Po tych 20 minutach zaczyn powinien ładnie urosnąć, ew "wykipieć" jeśli masz za niskie/małe naczynie. Spoko. Ważne, że załapało. Jeśli nie, to leć po świeże drożdże, bo najwidoczniej były jakieś zleżałe.

Mąkę wsyp do jakiejś szerokiej miski, tak, żeby ci się dobrze w niej mieszało ciasto. Wlej zaczyn drożdżowy i dodaj chlust oliwy - po prostu przekręć butelkę spokojnym zdecydowanym, ale nie za wolnym ruchem i od razu odwróć z powrotem. Podejrzewam, ze to może być około łyżki oliwy, ale nigdy nie chciało mi się sprawdzać. Po prostu przechylam i robię chlusta.
Drewnianą łyżką wymieszaj ciasto, aż składniki się w miarę połączą, a następnie wyrabiaj ciasto ręcoma, aż będzie ładne gładkie i nie klejące się do rąk. Wymaga to chwili czasu. Podsyp make jeśli po zebraniu wszystkiego z miski ciasto będzie się kleić.
Przykryj ciasto szmatka i odstaw w ciepłe miejsce, żeby sobie rosło. na około godzinę.
PAMIĘTAJ - ciasto drożdżowe nie lubi przeciągów i hałasów.  Zmarznie, obrazi się i nie nie urośnie.



Czas na sos.

- Puszka pomidorów (najlepiej pokrojonych w kawałki)
- Pół czerwonej papryki (jeśli chcesz, możesz wcześniej zblanszowac i ściągnąć skórkę)
- mała cebulka
- ząbek czosnku (opcjonalnie)
- oregano
- sól, pieprz

Do rondelka wlej pomidory, pokrojoną w kostkę paprykę, cebulę pokrojoną w kosteczkę, oraz pokrojony w plasterki czosnek. Gotuj do momentu aż papryka zmięknie. Wszystko zblenduj na gładka masę, przypraw sola pieprzem i oregano do smaku. Odstaw żeby sos przestygł.
Mi zawsze wychodzi dużo sosu, czasem robię z podwójnej porcji. Resztę wkładam do plastikowego pudełeczka i mrożę. Wtedy mam na kolejne pizze i nie muszę się za każdym razem bawić z sosem :) 
Polecam :)



Piekarnik nastaw na 250 stopni. 
Zostaw w środku blaszkę na której będzie się grzać pizza. Blaszka ma się tyż nagrzać. Kiedy piekarnik będzie gotowy, na stole rozłóż sobie papier do pieczenia, mniej więcej wielkości blachy. Posmaruj oliwą z oliwek i rozwałkuj na nim ciasto na pizzę. Nachlap sosem. Porozrzucaj ser. Ułóż pepperoni. I teraz zawołaj kogoś do pomocy.
Otwórzcie piekarnik, za pomocą łapki, szmatki czy czegokolwiek by się nie poparzyć, wysuńcie nagrzana blachę na tyle, żeby położyć tam ciasto, ale żeby nie wypadła. Ostrożnie chwytacie za rogi papieru do pieczenia, ew. ktoś jakąś łopatką jeszcze podtrzymuje ciasto od spodu i przenosicie ciasto z papierem na rozgrzana blachę. Wsuwacie blachę i zamykacie piekarnik. 
Uffff.... udało się.... najgorsze za wami.
Czekacie około 10 minut. Brzegi ciasta maja się  lekko zarumienić, ser ładnie rozpuścić. A sama pizza powinna być w miarę sztywna (to zasługa mąki - jeśli użyjesz innego typu niż 0 ciasto nie będzie sztywne, chyba ze je spalisz....). Wyciągacie pizze również trzymając za rogi - choć nam się zdarzyło, że papier się zerwał i pizza wylądowała kiedyś na podłodze) a najlepiej wspomagając się jakimiś łopatkami, łyżkami czy cuś.



Jeśli jesteś szczęśliwym posiadaczem kamienia do pizzy, totalnie olewasz opcje z blachą bo doskonale wiesz co masz zrobić. A dla reszty wyjaśnienie. Czytałam swego czasu o kamieniu, sposobie jego działania i odkryłam że pizza położona na rozgrzane coś, raz, że pięknie rumieni się od spodu, dwa, ze szybciej się piecze, Tym bardziej, że mamy surowe ciasto, które jest przywalone często spora ilością składników. Więc położenie na rozgrzanej blaszce pizzy to najlepsze co możesz dla siebie zrobić. Na pewno nie skończysz ze zajaranym serem i surowym ciastem, jak to bywa w przypadkach wkładania pizzy z zimna blachą.

No to co. Pizza gotowa! Jeśli korzystasz z przepisu na dwie pizze to teraz zrób sobie drugą, ewentualnie jak już zjesz. O ile będziesz mógł/a się ruszać. :)